Moje podejście do formy epistolarnej, czyli próba wykreowania postapokaliptycznej polskiej wsi za pomocą listów.
Pani Konstancja trzyma w pudełku na strychu nigdy niewysłane listy. Karton jest niewielki i niczym się nie wyróżnia spośród leżących obok niego kilkunastu innych, ale rozpoznałaby go nawet na krańcu świata. To kwestia detali, jak przywykła powtarzać, a być może także sentymentu. Tak, na starość zdecydowanie zrobiła się sentymentalna.
Obraca w dłoniach kolejny list, napisany zaledwie chwilę temu. Spoczywa w eleganckiej, błękitnej kopercie, którą znalazła niedawno na dnie szuflady, gdzieś pomiędzy starymi gazetami i zaginionymi pocztówkami. Wciąż nie zdołała sobie sobie przypomnieć, skąd koperta może pochodzić. Nie żeby to miało dla niej jakieś szczególne znaczenie. Konstancja zgromadziła w swojej piekarni bardzo dużo bibelotów o nieznanych korzeniach. Mówi, że dzięki temu jej dom ma duszę.
List nie jest zaadresowany i brakuje na nim znaczka. Konstancja wierzy, że mimo tego któregoś dnia odnajdzie swojego adresata. Każdy list to potrafi.
Kochany Wojtku,
Mam nadzieję, że dobrze Ci się wiedzie, gdziekolwiek teraz jesteś. Minęło sporo czasu, odkąd ostatnio zjawiłeś się w domu. A przecież powinieneś rychło wracać! Już za chwilę robimy wesele Kordianowi. Byłabym bardzo rozczarowana, gdybyś je ominął.
Dziwnie się teraz zrobiło w tych naszych Brzozowicach. Bo oczywiście większość osób bardzo się cieszy, że nawet w takim świecie jest miejsce na miłość. Ale są i tacy, co patrzą na te nasze przygotowania i z politowaniem kręcą głowami. Twierdzą, że to niby nie ma sensu i tylko marnujemy czas. Oj, Wojtuś, coś mi mówi, że ty też do nich należysz. A wiesz, co ja Ci powiem? Teraz tym bardziej trzeba czekać takich chwil. Wystarczy spojrzeć na Kordiana, jaki w końcu jest szczęśliwy. Halinka też się bardzo cieszy, że jej brat na stałe zamieszka z nami. A Ida? Musiałbyś zobaczyć Idę! Ta to już od tygodnia biega cała w skowronkach. Zawsze wiedziałam, że będzie pasować do naszego Kordiana. Wziąłbyś przykład z młodych, Wojtuś, od razu wszystko by się zmieniło. Ja to przy nich przeżywam drugą młodość. Ty też byś mógł, gdybyś się tylko troszkę postarał.
Byłeś może ostatnio w Głogówku? Słyszałam, że coś bardzo niedobrego się tam stało, ale nikt nie był mi w stanie nic więcej powiedzieć. A z Tobą wszystko w porządku? Chciałabym, żeby wszystko było w porządku.
Co ja tu przez Ciebie przeżywam… Ja wiem, że Ty nie jesteś już dzieckiem i całkiem potrafisz o siebie zadbać, ale mało to teraz diabłów? I ty się gdzieś wśród nich włóczysz, zupełnie sam. Chociaż Halinka kiedyś mi mówiła, że wcale tak nie jest, że nad podróżującymi czuwają drogowskazy i bogowie z drewna. Halinka to dobra dziewczyna, mnie by nie okłamała… tylko tak dla pewności chciałabym kiedyś tych twoich czuwaczy zobaczyć. Może wtedy spałabym spokojniej. Powiedz no mi, to Ty ją tego nauczyłeś? Coś mi mówi, że Ty.
Tak więc dni lecą i nie wygląda na to, że cokolwiek ma się wkrótce zmienić. Pamiętasz jeszcze w ogóle starą matkę? Czasami naprawdę marzę, żebyś w końcu skończył z tą włóczęgą. Bo wyszło z tego kiedy co dobrego?
Aj, Ty zresztą nigdy nie potrafiłeś usiedzieć za długo w jednym miejscu. Ale wróć tu czasami, co? Brzozowice to w końcu Twój dom.
Czekam na Ciebie,
Mama
Mokre gałęzie bezlitośnie chłostają twarz Halki, gdy usiłuje przedrzeć się przez gęste zarośla w stronę Piekarni na Krańcu Świata. Jeszcze dwie godziny temu wybranie tej konkretnej, mało uczęszczanej ścieżki wydawało jej się doskonałym pomysłem. Lata temu zwykła tędy biegać z Idą, kiedy obie były dziećmi i nie ograniczał ich zdrowy rozsądek. Dopiero później doświadczenie nauczyło ją ostrożniej stawiać kroki.
Na jej czole lśnią kropelki potu. Halka może tylko mieć nadzieję, że jest sama wśród pnączy. Wciąż pamięta opowieści, które snuli w Piekarni włóczędzy, o istotach żywiących się nieostrożnymi wędrowcami i zbąkanymi zwierzętami. Podobnie jak wszyscy, dobrze wie, że po zmroku lepiej nie wychodzić z domu, a na progu na wszelki wypadek należy wysypywać sól. Halka nigdy nie zastanawiała się, skąd wzięły się te zasady. Zostały stworzone w jakimś celu. Nie powinna się z nimi kłócić, skoro ma “uważać na siebie”.
A także na list, który trzyma w kieszeni.
Droga Michalino,
Jeśli mam być zupełnie szczera, nie mam pojęcia jak zacząć ten list. Próbowałam coś wymyślić, naprawdę próbowałam. Wszystko, co przyszło mi do głowy było albo zbyt ckliwe, albo brzmiało jak zarzut. To zaś nie jest najlepszy sposób na zaczęcie listu (choć sama nie wiem – nikt nigdy mnie tego nie nauczył). Musisz mi więc wybaczyć brak lepszego wstępu.
Co u Ciebie? Jak tam sprawy w Beczce? Wojciech coś kiedyś mówił, że macie w planach remont, ale to było dawno. Chciałabym któregoś dnia się z nim zabrać, tylko na razie Babcia potrzebuje mnie tutaj (myślę, że trochę też nie chce mnie puścić; ostatnio dużo mówi, że różne diabły są teraz na świecie). Przed nami jeszcze sporo pracy – musisz wiedzieć, że organizujemy wesele!
Dokładnie tak! Kordian i Ida się pobierają. Nie wiem, czy kojarzysz Idę (bo mojego brata, jak sądzę, pamiętasz aż za dobrze) – mieszkała na obrzeżach Brzozowic, niedaleko starej stacji kolejowej. Zawsze bardzo dobrze się z nią dogadywałam, a teraz w końcu oficjalnie dołączy do rodziny. Prawie wszyscy się cieszą, tylko niektórzy, jak to ich Babcia określa, malkontenci, woleliby chyba być gdzieś indziej. Tak jak na przykład Wojciech. Nadal jest jeszcze na szlaku. Ciekawi mnie, czy może zawitał u Was? Kiedyś bardzo lubił się zjawiać w Głogówku.
Ostatnio dużo ćwiczyłam strzelanie i nawet już załapałam, o co chodzi. Coraz częściej trafiam, a mięśnie bolą mnie coraz mniej. Od niedawna używam starego łuku Wojciecha, bo w moim pękła cięciwa i nie mam jak jej wymienić. Ma trochę większą siłę naciągu, ale już się przyzwyczaiłam. Poza tym jest bardzo podobny do mojego. Polubiłam łucznictwo, wiesz? Jest w nim coś takiego… trudno to określić. Czuję, że mogę wszystko. Zaczynam rozumieć, dlaczego Wojciech wybrał taki tryb życia.
Chyba będę kończyć. Jest jeszcze kilka rzeczy, o których chciałabym z Tobą porozmawiać, choć raczej na żywo. Musimy w końcu się spotkać. Może ja wpadnę do Ciebie… a może to Ty odwiedzisz naszą piekarnię? W życiu byś jej nie poznała! A zaraz jeszcze wprowadzi się tutaj Kordian z Idą. Pewnie zrobi się trochę ciasno, chociaż nieszczególnie mi to przeszkadza. Może to zabrzmi głupio, ale ostatnio zrobiło się tu bardziej domowo.
Dzięki, że znalazłaś chwilę na przeczytanie tego listu – to naprawdę dużo dla mnie znaczy. Wyściskaj ode mnie Oskara i Ludwikę!
Trzymaj się i (mam nadzieję) do zobaczenia,
Halka
Wojciech spędził lepszą część życia na włóczędze, ale to w Brzozowicach na nowo poczuł, że żyje. Oczywiście, w życiu nie przyznałby tego na głos. To zasugerowałoby, że myśli o porzuceniu szlaku, a na to nie był gotowy. Przynajmniej jeszcze.
Jest z siebie dumny, ponieważ ostatnimi czasy zaczął coraz więcej uwagi poświęcać ważnym dla niego osobom. Zgodnie ze starym zwyczajem swojej mamy, rozpoczął od pisania listów.
Halinko,
Jak Ci idzie strzelanie? Pamiętasz, co Ci mówiłem? Jeśli nie, to natychmiast masz sobie przypomnieć. I lepiej, żebyś nie opuszczała treningów – chcę widzieć postępy jak tylko wrócę!
Nadal mam w planach zabrać Cię do Głogówka, ale teraz nie jest to najlepszy pomysł. Mają tam wystarczająco problemów, nie potrzebują jeszcze nas. Kiedy ostatnio tam byłem, Michalina o Ciebie pytała. Stwierdziła, że kiedy tylko nadarzy się okazja, sama chętnie wpadnie w odwiedziny. Zważywszy jednak na to, co się tam stało, nie liczyłbym na to w najbliższym czasie. Jak wrócę, to opowiem Ci o co chodzi. A potem, jeśli oczywiście będziesz mieć ochotę, możemy udać się bardziej na północ, w kierunku Garbowa. Jest tam kilka miejsc, które mogłyby Ci przypaść do gustu.
Na razie nie zmierzam w stronę Brzozowic, ale spokojnie, zdążę na wesele. Potrzebuję jeszcze trochę czasu, żeby zebrać myśli. Nie martw się, dziecinko, nie jestem sam. Nigdy całkowicie. Są ze mną drogowskazy i bogowie z drewna. Nad Tobą też czuwają, wkrótce sama się przekonasz.
Nie wiem, co jeszcze mogę Ci powiedzieć. Doskonale wiem, że dobrze sobie radzisz, jesteś zaradnym dzieciakiem. Z rzeczy raczej oczywistych: dbaj o siebie. Babcia urwie mi łeb, jeśli coś Ci się stanie.
Pozdrawiam
Wojciech
Słońce powoli wschodzi i otula ciepłym płaszczem delikatne liście jabłoni. Tomek kocha tą porę dnia, kiedy może pobyć sam ze swoimi myślami. Leży na mokrej trawie i wsłuchuje się w świat. Nawet nie zauważa, kiedy na jego twarz wpływa promienny uśmiech. Tomek często się uśmiecha. Najchętniej robi to wtedy, gdy myśli, że nikt nie patrzy.
W chwilach takich jak ta lubi powracać do świata, który przeminął. Kiedyś nie był w stanie myśleć o nim bez łez w oczach. Od tamtej pory minęło piętnaście lat i zmieniło się wszystko. Tomek kocha nowy świat, choć chwilami nie jest pewny, czy tamten poprzedni nie był tylko snem. Wspomnienia z każdym dniem coraz bardziej się zacierają. Każdego dnia walczy o to, by uchwycić je zanim zupełnie od niego odlecą.
Drogi Piękny Świecie,
Kiedy piszę te słowa, za oknem szaleje burza, a z pokoju obok dochodzą śmiechy rodziców, Idy oraz Michasia. Wczoraj Tata wygrzebał z dna szafy stare planszówki, o których dawno zdążyliśmy zapomnieć. Określił to jako cud – ostatnio zaczęliśmy szukać takich małych cudów. Bo powiedz, co jest cudem, jeżeli nie samo życie?
Zebrało mi się ostatnio na wspominki. Przypomniały mi się wydarzenia sprzed wielu, wielu lat – moment, który wszystko zmienił. Być może wiesz, że dawno temu, kiedy czasy były spokojniejsze, a światła jaśniejsze, zwykłem zajmować się fotografią. Nie rozstawałem się z aparatem, co tłumaczyłem chęcią uchwycenia “idealnej chwili”. Nigdy mi się to nie udało, ale nie zaprzestałem poszukiwań. Nietrudno sobie wyobrazić, w jakim stanie się znalazłem, gdy pewnego dnia elektryczność przestała działać. Te wspomnienia, delikatnie mówiąc, nie napawają mnie dumą. Potem w jakiś dziwny sposób udało mi się zaakceptować, że tamten świat nie wróci i przestałem buntować się przeciwko temu nowemu. Nie uwierzysz – pewnego dnia, kiedy siedziałem na jednej z jabłoni w naszym sadzie, idealna chwila nadeszła. Po niej przyszła kolejna, kolejna, następnie jeszcze jedna, i tak jeszcze wiele razy. W przeszłości one już się oczywiście zdarzały, ale dopiero wtedy nauczyłem się je dostrzegać.
Ta chwila też jest idealna. Lubię wieczory, kiedy mogę tak po prostu patrzeć w niebo. Ostatnio jest ich coraz mniej, to prawda. Nie zmienia to faktu, że nadal je kocham. Mają w sobie jakąś nieopisaną magię. Odkąd przygasły światła, naprawdę można zobaczyć gwiazdy. Najpiękniejsze jest to, że one cały czas tam są; nawet w takich dniach jak dzisiejszy, kiedy zupełnie ich nie widać. Dzięki temu noce przestały być samotne.
Zacząłem pisać ten list… cóż, prawdopodobnie dlatego, że potrzebowałem ułożyć swoje myśli. Dużo rzeczy się zmienia. Część pozostaje w swoim dawnym porządku. Prawdę mówiąc, nawet mnie to nie martwi. Mam jakieś niejasne przeczucie, że będzie tylko lepiej. Może to naiwne, może jestem marzycielem. A czy to w ogóle ważne? Gdybym nie wierzył, że wszystko jakoś się ułoży, to dawno już bym zwariował.
Kocham Cię,
Tomek
P.S. Dziękuję Ci za gwiazdy. Nie wiem, co bym zrobił bez gwiazd.
Michalina ostatnimi czasy popadła w osobliwy stan melancholii, który dość mocno kontrastuje z jej wcześniejszą niemal-normalnością. Wszystko zaczęło się, jak później zdiagnozowała, od prób przywrócenia do Beczki elektryczności. Zadanie dość szybko okazało się być awykonalne. Michalina od początku to wiedziała, a mimo to zobowiązała się pomóc. Dokładnie w tamtym momencie wszystko zaczęło się chylić ku upadkowi po równi pochyłej.
Tak przynajmniej lubi to sobie tłumaczyć.
Dzień dobry Witaj Kochan Cześć D.,
Pewnie w tej chwili zastanawiasz się, dlaczego ktoś taki jak ja miałby pisać list do kogoś takiego jak ty. Zwłaszcza kiedy z całą pewnością nie będziesz w stanie go przeczytać. Sama musiałam się nad tym chwilę zastanowić. Koniec końców doszłam do wniosku, że po prostu muszę się komuś wygadać, a Ty wydajesz się do tego najbardziej odpowiednią osobą. Myślę, że nikt inny nie będzie w stanie zrozumieć. Nawet pomimo… tego wszystkiego.
Wszystko zaczęło się od Halki. Pamiętasz Halkę? Tą blondynkę z Brzozowic? Niedawno dostałam od niej list. Nadal nie mogę się zebrać, by jej odpowiedzieć. Dlatego właśnie piszę do Ciebie. Tak, doskonale wiem, że nigdy tego nie przeczytasz. Nie musisz mi o tym przypominać.
Cóż… Jest coś, o czym nie udało mi się z nikim tak naprawdę porozmawiać, a jeżeli będę musiała trzymać to w sobie przez choćby minutę dłużej, mogę doświadczyć implozji. Oskar nie żyje. Ludwika znalazła go nad brzegiem rzeki, kiedy było już za późno. Trudno powiedzieć, co tak naprawdę się tam wydarzyło. Jedni mówią, że to było samobójstwo; inni twierdzą, że nic ponad nieszczęśliwy wypadek. Sama nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć.
Wiesz, z jednej strony wszyscy tego doświadczają. Z drugiej mam wrażenie, że z nikim nie mogę porozmawiać. Nawet z Ludwiką. Szczególnie z Ludwiką. Wiem, co zaraz powiesz. Wierz mi, naprawdę próbuję. Po prostu… trudno się tak otworzyć.
Głogówek to teraz niesamowicie smutne miejsce, a Beczka stała się jego centrum. Jest ciężko. Zaczęłam szukać pretekstów, by spędzać tu jak najmniej czasu. Nawet moje miejsce na świecie zaczęło mnie dusić. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że pewnego dnia znowu będzie dobrze, a to wszystko stanie się tylko przykrym wspomnieniem. Za dwa dni, dziesięć, może za miesiąc. Powtarzam to sobie do znudzenia i z niecierpliwością wyczekuję tego dnia. Nie wiem, jak długo jeszcze tak wytrzymam.
Nie chcę kończyć tak pesymistycznie, więc spróbuję trochę zmienić ton. Nie wiem, gdzie teraz jesteś, ale mam nadzieję, że któregoś dnia znowu przywieje Cię w nasze strony. Wpadnij wtedy do Beczki, co? Myślę, że to miejsce Ci się spodoba. Mamy sporo do przegadania.
Michalina
Wiele wiosen później gdzieś na samym krańcu świata ktoś odnajdzie pudełko wypełnione listami. Wiedziony ciekawością zajrzy do środka, by odkryć dziesiątki kopert pozbawionych adresów, ale schludnie poukładanych w eleganckie koperty. Zadziwi się, a być może również uśmiechnie do siebie. Następnie siądzie pod starą jabłonią, z której od wielu lat podkradał owoce, i zanurzy w lekturę dziwnie brzmiących dla niego listów. Na najbliższe parę godzin zatraci się w ciepłych objęciach minionego świata. Kiedy powróci, jego świat powita go jeszcze cieplej.
©2024 Matylda Miedzińska